WITAMY

Zgodnie z planem strona ma nowy wygląd, niniejszym również poszerzyliśmy działalność usługową o:

  • Usługi poligraficzne do formatu A-3
  • Ksero kolorowe do formatu A-3

OPRACOWANIA TEMATYCZNE - TESKT BEZ ZDJEC

SPORTSCHULE - obóz w Bielawie





Obóz Gross-Rosen powstał w sierpniu 1940 roku jako filia KL Sachsenhausen, której więźniowie przeznaczeni byli do pracy w miejscowym kamieniołomie granitu. Pierwszy transport przybył tam 2 sierpnia 1940 roku. 1 maja 1941 roku Arbeitslager Gross-Rosen uzyskał status samodzielnego obozu koncentracyjnego. W pierwszych dwóch latach istnienia KL Gross-Rosen był małym obozem nastawionym w dalszym ciągu na obsługę kamieniołomu. Mordercza 12-godzinna praca w kamieniołomie, głodowe racje żywnościowe, brak należytej opieki lekarskiej, nieustanne maltretowanie i terroryzowanie więźniów zarówno przez załogę SS, jak i więźniów funkcyjnych powodowały duża śmiertelność, a KL Gross-Rosen był postrzegany jako jeden z najcięższych obozów koncentracyjnych. Podobóz "Sportschule" w Langenbielau, jako filia obozu Gross Rosen został założony w 1942 r. w trójkącie między Pieszycami, Dzierżoniowem a Bielawą, jako żydowski obóz pracy przymusowej - Judenzwangarbeitslager. W dokumentach procesu norymberskiego ( dokument nr. 597 z 9.06.1944 r. ) figuruje jako "Arbeitslager Langenbielau I ". Obóz "Sportschule" składał się z 10-12 baraków. W każdym baraku przebywało ok. 300 osób, czyli łącznie przebywało tu ok. 4000 mężczyzn. Na terenie obozu znajdowała się kuchnia i baraki dla SS-manów. W skład załogi, oprócz SS-manów wchodzili też członkowie Schulzpolizei i żołnierze Wehrmachtu. SS-mani wyróżniali się wyjątkowym okrucieństwem, dopuszczali się na więźniów okrutnych mordów. Najbardziej dali się we znaki Martin Klutsch i Helmuth Schultz, skazani po wojnie przez polski sąd na karę śmierci, którą wykonano w 1949 r. Więźniowie pracowali początkowo w miejscowych zakładach włókienniczych, które w późniejszych latach wojny przekształcono stopniowo w fabryki przemysłu zbrojeniowego. W "Sportschule" przebywali przeważnie Żydzi zwożeni z całej Europy z przewagą Żydów polskich. Od 1944 r. i w początkach 1945 r. do obozu napływały transporty z różnych innych obozów : z obozu pracy przymusowej w Blachowni ( ZAL Blechhammer ), z obozu Faulbruck ( Mościsko ), obozu Gellnau ( Jeleniów ) , z obozu Birkenau ( Brzezinka - Oświęcim oraz z obozu Gross Rosen ( Rogoźnica ). Od stycznia 1945 r. w obozie "Sportschule" przebywali nie tylko Żydzi, lecz także więźniowie różnych narodowości. Przez obóz przewinęło się w okresie jego istnienia ogółem około 7.000 więźniów. "Sportschule" była jednym z ogniw hitlerowskiego systemu wyniszczania. Skutek ten osiągnięto stosowanym na co dzień terrorem, dowolnym przedłużaniem czasu pracy, zwiększaniem tempa jej pracy i nade wszystko głodem. Stałym zjawiskiem było nieludzkie, wręcz barbarzyńskie postępowanie kapo i SS-manów. Barak szpitalny nie spełniał swoich podstawowych celów, zawsze był przepełniony i panował w nim brud. Personel lekarski i pomocniczy ( rekrutowany wśród więźniów ) ze względu na brak podstawowych medykamentów i narzędzi, był całkowicie bezradny. Głód, choroby i nieludzkie traktowanie powodowały wysoką śmiertelność, w związku z czym stale zastępowano zmarłych i wymordowanych nowymi siłami roboczymi. Zachowały się zeznania świadków z powojennych procesów, które najlepiej ilustrują warunki życia więźniów. Ale rzecz nie w tym, by pisać: " ..... o śmierci milionów ludzi bez mszy, olejów, pogrzebu, o zbrodni, o skardze, o złudzie i o dzieleniu się chlebem i o głupiej nadziei... " Teraz czas, najwyższy czas, by pochylić się w zadumie i z pokorą nad prochami czterech tysięcy ludzi, którzy spoczęli w tej ziemi. Tym bardziej, że wzniesiony po wojnie obelisk pamiątkowy znikł w tajemniczych okolicznościach, że ziemia ta została sprofanowana, że przeznaczono ją na tuczarnię trzody chlewnej. W odległości około 0,5 km od właściwego obozu, w zagajniku znajduje się cmentarzysko. Wystawiono w tym miejscu pomnik upamiętniający ofiary Holokaustu. Od połowy 1942 r. zakłady "Chr. Dierig A.G." w coraz większym stopniu korzystały z pracy więźniów obozu Gross-Rosen, głównie więźniów "Arbeitslager I" (podobóz męski) i "Arbeitslager II" (podobóz kobiecy). Obozy te były filiami KL Gross-Rosen (Rogoźnica). Główny obóz miał ok. 80 filii, a pod koniec 1944 r. - ponad 100. Obóz męski, zwany "Sportschule", położony w trójkącie między Dzierżoniowem, Pieszycami i Bielawą, składał się z 10-12 baraków. W każdym baraku mieszkalnym przebywało ok. 300 osób (w jednym pomieszczeniu - 30-35 osób). Każdy z bloków miał swego więźnia funkcyjnego, tzw. "Lageralteste" ("starszego bloku"), który był odpowiedzialny wobec "Blockfuhrera" ("blokowego"). W Langenbielau I przebywało w sumie ok. 4.000 więźniów, którzy bez wyjątku zatrudnieni byli w "Chr. Dierig A.G.", przy czym pamiętać należy, że zakład ten przestawiony był na potrzeby wojenne. Obóz otaczały zasieki z drutu kolczastego. Na terenie obozu, oprócz baraków więziennych, znajdowała się obozowa kuchnia, lazaret i baraki dla SS-manów. Obóz Langenbielau II położony był w Pieszycach, w odległości 4 km od "Sportschule". Składał się z 5 baraków i był obozem wyłącznie kobiecym. Przebywało w nim ok. 1.000 kobiet. Obydwa obozy (Langenbielau I i II) stanowiły administracyjną całość i podlegały jednemu komendantowi, którym był Karl Ulbricht, jako tzw. "Lagerfuhrer". Z zeznań świadków wynika, że nie był zwolennikiem mordowania więźniów za byle przewinienie. Wychodził z założenia, że Żydzi na skutek ciężkiej pracy i głodu muszą i tak wyginąć bez bicia. W obydwu obozach przebywali przeważnie Żydzi zwożeni z całej Europy, z przewagą Żydów polskich. Dopiero od stycznia 1945 r. lokowano tu nie tylko Żydów, lecz także więźniów różnych narodowości. Jak wyglądało życie więźniarki, opowiada młoda Żydówka - Batja Gurfinkel, urodzona w 1928 r., jako ósme z dziesięciorga dzieci żydowskiej, bardzo ortodoksyjnej rodziny w Będzinie: "Jesienią 1939 r. do naszego miasta wkroczyli Niemcy. Zimą 1942/43, mając 14 lat, zostałam złapana przez nazistów i więziona w różnych obozach pracy przymusowej i na koniec skierowano mnie do Bielawy. Praca była bardzo ciężka. 12 godzin dziennie w fabryce włókienniczej. Każdorazowo trzeba było biec w lodowatym zimnie przez pół godziny do pracy i z powrotem do obozu. Dziewczęta i kobiety obwijały gołe stopy w drewniakach papierem gazetowym, ale i tak prawie wszystkie chodziły przeziębione. Najbardziej przykrym i intensywnym wspomnieniem z pobytu w obozie była kradzież mojej blaszanej miski do jedzenia. Zagrażało to życiu. Kto nie posiadał miski, nie otrzymywał jedzenia. Moja przyjaciółka Renja dzieliła się ze mną swoją porcją i dzięki temu uratowała mi życie. Potem, gdy wystarałam się o nową miskę, kładłam ją w nocy pod głowę, żeby nikt jej nie mógł ukraść. Jeszcze długo po wojnie, przez całe lata, nie mogłam zasnąć, jeżeli moja głowa nie spoczywała na czymś twardym, np. na kamieniu. To było zupełne wariactwo. W styczniu 1945 r. mój "Arbeitslager" (obóz pracy) został zlikwidowany, a kobiety-więźniarki, pod zbrojną eskortą, wyruszyły na "marsz śmierci" ("...auf einen Todesmarsch"). Podczas marszu młody esesman, słysząc jak rozmawiamy z moją przyjaciółką, zagadnął, że on też pochodzi z Górnego Śląska - poznał to po naszym śląskim akcencie. Ów człowiek poradził nam szeptem, żebyśmy uciekły. Powiedział: "Idziecie do nikąd, jest to dla was droga śmierci". Jeszcze tej samej nocy obydwie uciekłyśmy. Wędrowałyśmy wiele dni i nocy, szczękając z zimna zębami. Przedzierałyśmy się w swych drewniakach przez sudeckie góry. W jakiejś małej górskiej wiosce znalazłyśmy na koniec pracę jako służące. W tematych czasach nie zadawano wiele pytań. Przedstawiłyśmy się jako polskie uciekinierki przed zbliżającym się frontem. Ukryłam swoją tożsamość pod nazwiskiem Barbara Roth. Niemka, u której pracowałam, była zagorzałą nazistką". W kilka lat po wojnie, pewien niemiecki fabrykant tak uzasadniał konieczność korzystania z niewolniczej (przymusowej) siły roboczej: "Było to dla mnie nieuniknione. Wypełniałem po prostu podyktowane przez reżim nazistowski obowiązki pod grozą utraty życia. W ramach swoich możliwości stwarzałem w swych fabrykach relatywnie najlepsze warunki. Dziś ubolewam nad tym, co się wtedy działo. Opisać tę historię, to według mnie przedstawić realia czasów w powiązaniu z możliwościami działań. Dokonanie oceny jest nierozłącznie związane z koniecznością uwzględnienia historycznego tła i kulisów. Dziś jestem gotów wypłacić rekompensatę, ale tylko w formie dobrowolnego zasiłku, wsparcia czy zapomogi, z czysto ludzkiego odruchu serca...".